Czesc tekstu jest tez przy wpisie dotyczacym pobytu w Indiach w 2012.
Bylam dwa razy w Indiach, za kazdym razem 3 tygodnie. Przede wszystkim chodzilo o medytacje w Aszramie no i zobaczenie kraju, o ktorego odwiedzeniu marzylam juz dawno a bylo to wtedy dla mnie marzenie nie do spelnienia. Teraz jest tak, ze marzenia sie spelniaja.
To, co mnie w Indiach zafascynowalo za pierwszym razem to prostota. Zycie w spartanskich warunkach. W Aszramie mieszkalismy czasem po dwie, czasem wiecej osob w pokoju z lazienka. Mieszkalismy czasem w tym, czasem w innym Aszramie, wtedy zmienial sie sklad , chyba , ze ktos koniecznie chcial byc z dana osoba w jednym pokoju, czasem tak bywalo. Kazda osoba miala do dyspozycji tylko lozko, pokoje byly jak mieszkanie- pomieszczenie spalno- mieszkalne i lazienka. Nie bylo szafy, stolu ani nic innego poza lozkiem. Okazuje sie, ze tak mozna zyc; wyciagac ubrania z walizki, prac, nie prasowac, rozwieszac i rozkladac na lozku i nie narzekac, ze nic poza lozkiem nie ma. Po powrocie z pierwszego pobytu w Indiach do Niemiec rozstalam sie wkrotce z moim partnerem i bedac jeszcze w fazie skrajnego minimalizmu , ktory mi sie w Indiach udzielil, zostawilam bylemu partnerowi co sie tylko dalo. Zostalam z ubraniami i podstawowymi rzeczami z kuchni, nie wzielam mebli ani innych sprzetow, ktore zakupilam jeszcze w zwiazku, nawet odkurzacz mu zostawilam, no bo przeciez moge mieszkanie zamiatac :-)) Potem krok po kroku ( a nie bylo latwo) kupowalam znow sprzety, ktorych jednak mi brakowalo, niektore na raty. Teraz tez mam faze minimalizmu ale nie takiego jak wtedy, wtedy w 2012 ( kiedy po raz pierwszy bylam w Indiach przegielam mocno). Moze powinnam wymyslic teraz swoja wlasna nazwe na „moj minimalizm”, bo taki prawdziwy, skrajny to nie dla mnie.
W 2019 juz ta prostota i spartanizm w Indiach nawet mnie wkurzaly, stwierdzilam , ze potrzebuje wygody, moje pojecie minimalizmu uleglo znacznej zmianie. Wkurzal mnie grzyb na scianach czy mrowki w pomieszczeniu , kurz na ulicach, wszystko jakby z zeszlego wieku, niestety Indie jakos nie bardzo sie rozwijaja. Kiedy Koronawirus zaczal byc sprawa realna natychmiast pomyslalam z bolem o ludziach w Indiach, tych, ktorzy nie maja miejsca zamieszkania; wedruja w poszukiwaniu pracy i jak ja znajda na czas jakis , to w tym miejscu sie zatrzymuja. Pracuja za smieszne pieniadze na budowach czy na roli i jak sie praca skonczy to ida dalej. Na ich twarzach widac trud zycia ale nie widac zeby byl zalamani, niektorzy nawet wydaja sie szczesliwi ( moze tylko takimi sie wydaja, kto wie). W internecie potem przeczytalam, ze tam jest teraz wielka tragedia, bo ci ludzienie nie moga sie juz przemieszczac a zostajac w jednym miejscu nie moga zarabiac, nie maja nic a jak chca isc dalej w poszukiwaniu pracy to sa bici przez policje. Modle sie za nich.
Teraz mam wirusa, 8 dzien, wkrotce pierwszy test , po nim nastepny i jezeli wyniki beda wlasciwe to wyjde „do swiata na zewnatrz”. Dzis korzystajac z czasu podczas kwarantanny zajme sie wstawieniem fotek z podrozy do Indii w 2019.
Jutro dopisze wyjasnienia do niektorych fotek.
Kilka dni temu odbylam krotka podroz, chcialam zobaczyc osiedle ( „Waldspirale” – czyli lesna spirale) zbudowane wedlug planow Hunertwasser w Darmstadt. Hunertwasser zmarl kilka miesiecy przed dokonczeniem lesnej spirali. Budynek – osiedle ma 105 mieszkan, ogrody, 1 winiarnie, 1 kawiarnie. Kazde z 1000 okien rozni sie od pozostalych. Aby zrozumiec jak naprawde wyglada lesna spirala trzeba koniecznie obejrzec filmik, ktory sciagnelam z youtube ( sama nie mialam mozliwosci sfilmowac z takiej perspektywy, ze wzgledu na pandemie nie moglam tez wejsc do ogrodow znajdujacych sie na obszarze osiedla, filmik naprawde warto obejrzec).
Do Darmstadt pojechalam pociagiem. Nocowalam w hotelu w srodku miasta.
Znalazlam sie tam przed poludniem 31 , pogoda wbrew przewidywaniom meteologow byla ladna.
Od hotelu, w ktorym sie zatrzymalam poszlam do lesnej spirali piechota. Choc moj bilet na jazde pociagiem zawieral tez jazde autobusem i tramwajem to stwierdzilam ,ze sie przejde. Przeszlam sie wiec, naprawde nieeezly kawal drogi. Darmstadt jest w moich oczach miastem naprawde brzydkim.
Jak w kazdym nawet brzydkim miescie jest kilka milych dla oka zakatkow, jednym z nich jest wlasnie lesna spirala a drugim Mathildenhöhe, oba miejsca urokliwe, rozniace sie od siebie bardzo.
Dopiero ogladajac ten filmik widac dokladnie czym lesna spirala jest.
Zarowno obrazy jak i budynki Hundertwasser zawieraja w sobie rodzaj dzieciecej naiwnosci, sprawiaja wrazenie, jakby pochodzily z innego swiata – swiata dzieciecych, ziszczonych marzen.
Moje osobiste doznania przy ogladaniu lesnej spirali byly dziwna mieszanka zauroczenia i smutku.
Styl Hundertwasser kocham od wielu lat, ale smutek pojawil sie, gdyz mialam wrazenie, ze Hundertwasser w Darmstadt chyba nie zostal doceniony; wszystko w realu tam sprawia wrazenie jakby bylo zaniedbane; kolory budynkow wyblakle ( moze uzyto niewlasciwych farb, nie wiem), do tego znajdujace sie na terenie osiedla – budynku male oczka wodne brudne ( nawet ich nie fotografowalam), jakos tak dziwnie sie tam czulam, jakby nikomu tam nie zalezalo na tym, aby piekno tego miejsca zostalo utrzymane. Nie widzialam ludzi, bylam kolo poludnia, o.k. moze byli w pracy. Wyszlam stamtad zauroczona i smutna jednoczesnie ( szalenie oglupiajaca to mieszanka odczuc) z powrotem na ulice pelne wysokich, nieciekawych budynkow wielkiego miasta.
Waldspirale jest budynkiem wysokim, ale otoczonym jeszcze wyzszymi, wiec juz samo to powoduje, ze zanika wsrod brzydoty reszty miasta – a zyczylabym sobie, aby nad nimi gorowal. Udalam sie stamtad do Mathilenhöhe.
Mathildenhöhe to wzgorze, ktore jest osrodkiem niemieckiej secesji, budyneczek ponizej to cerkiew sw. Marii Magaleny ( nie wiedzialam, ze ona jest wieta, a moze to inna Maria Magdalena?!). Na terenie wzgorza znajduja sie tez pawilony wystawowe ( niestety zamkniete z powodu pandemii ) oraz Wieza Slubna z zegarem na ktorym znajduje sie interesujacy, ale trudny do przetlumaczenia tekst.
Pawilon wystawowy, niestety zamkniety…
Nastepnego dnia mialam pojsc do ogrodu botanicznego, ale poniewaz ogrod mozna obejrzec tylko z zewnatrz a Darmstadt mnie wkurzyl swoja brzydota ( nie umieszczam tu zdjec miasta, bo nie warto) to zdecydowalam sie na zmiane planow . Mialam bilet na pociag z przesiadka w Würzburgu, bilet niezobowiazujacy, moglam wiec jechac o ktorej chcialam i jakim chcialam pociagiem. Od jakiegos czasu juz wybieralam sie do Würzburga do ogrodu japonskiego wiec stwierzilam, ze to obra okazja.
Ogrod japonski okazal sie ogrodkiem, ale pieknym, urokliwym i moja decyzje uznalam za bardzo trafna. Mieszkalam w Würzburgu 15 lat temu, przy okazji odwiedzilam stare katy.
Ogrod japonski powstal 10 lat temu , zostal zbuowany przy wspolpracy z japonskim miastem partnerskim .
Na poczatek kilka fotek samego Würzburga, ogrod dalej.
Alte Mainbrücke-najstarszy most w Würzburgu, kiedys chodzilam tym mostem codziennie
A po wyjsciu z ogrodu byk
i drzewo.
W zeszly weekend pojechalam z moja przyjaciolka do Berchtesgaden – miejscowosci i gminy handlowej polozonej w Alpach Bawarskich . Nie wynajmowalysmy tym razem noclegow, bo moja przyjaciolka wymyslila, ze bedziemy spac w jej samochodzie. Tak tez zrobilysmy i okazalo sie to swietnym, wyprobowanym juz kilkakrotnie przez nia pomyslem. Samochod ma duzy, z tylu ma szeroki materac, na noc przesunelysmy przednie siedzenia do przodu i miejsca bylo naprawde duzo. Bardzo dobrze sie tam spalo, szyby uchylone. Zaparkowalysmy pierwsza noc w miejscu, gdzie bylysmy tylko my.
Druga noc spedzilysmy pod lasem w miejscu, gdzie jeszcze kilka ínnych samochodow bylo z ludzmi, ktorzy w nich nocowali. Mylysmy sie w potoku, w ktorym woda byla tak zimna, ze jak sie zbyt dlugo stalo w jednym miejscu, to w stopach z zimna czulo sie bol. Najlepiej wiec bylo stac na kamieniu.
Znalazlysmy sie w okolicach Berchtesgaden w piatek po poludniu, a wyjechalysmy w niedziele wieczorem. Nie fotografowalam samego miasteczka, czego teraz zaluje, ale jak je widzialam to mnie jego bogactwo nieco wkurzylo – stad brak fotek. Berchtesgaden sprawia wrazenie cholernie bogatego miasteczka, takiego dla turystow z worami pieniedzy. Sklepy z odzieza na przyklad sprawiaja wrazenie jak dla mnie bardziej luksusowych niz w Paryzu, kazda wystawa jest jak wystawa w galerii sztuki.
Bardzo spodobalo mi sie miasteczko o nazwie Weissach, jezeli kiedys w tamtych okolicach znow zawitam ( a o ile siebie znam – to zawitam) to wlasnie tam sie zatrzymam , najlepiej na kilka dni i chyba raczej sama, zeby miec wiecej czasu na zblizenie z Natura.
Nie spodziewalam sie, ze bedzie az tak pieknie, czyli jak zwykle – bylo piekniej niz przypuszczalam. Przed wyjazdem ogladalam w internecie zdjecia, ale rzeczywistosc okazala sie lepsza.
Wszystkie filmiki znajdujace sie na moim blogu nagralam sama i wstawilam najpierw na youtube, taka mundra jestem ( tylko za kazdym razem na nowo musze sobie przypominac jak to sie robi – to wstawianie najpierw na youtube a potem sciaganie tu .-)) )
Troche czuje niedosyt, bo duzo obejzalysmy, nalazilysmy sie i choc zatrzymywalysmy sie na dluzej tam, gdzie nam sie podobalo to jednak wolalabym sobie pobyc jeszcze dluzej w pewnych miejscach; bez rozmow, po prostu sama z otaczajaca mnie przyroda. W przyszly weekend wybieram sie do ogrodu japonskiego. Jade sama ( choc kilka osob chcialo mi towarzyszyc), ale jednak kontakt z przyroda bez innych osob ma glebszy wymiar – ten, ktorego potrzebuje.
Tydzien temu postanowilam odwiedzic Kelheim. Bylam tam dwa razy na przejazdzce statkiem po Dunaju. Ostatni – drugi raz mial miejsce 10 lat temu. Bardzo mi sie tam podobalo, wiec postanowilam znow tam jechac. Zapytalam moja przyjaciolke czy ze mna pojedzie, ta przystala na propozycje natymiast.
Z miasteczka, w ktorym mieszkamy do Kelheim jedzie sie samochodem 2 godziny. Kelheim znajduje sie w dolnej Bwarii nad kanalem Menu i Dunaju.
Po przyjezdzie do miasteczka zaparkowalysmy niedaleko miejsca skad wyrusza statek. Statek plynie do Klasztoru „Kloster Weltenburg” zbudowanego w latach 1716-1739. Klasztor posiada restauracje i wlasny browar. Turysci plyna statkiem do klasztoru, najadaja sie i albo plyna statkiem z powrotem do miasteczka albo wedruja ladem. Jedzenie jest tam dobre, ale takie dosc tlustawe, co zreszta jest tu typowe, no i dosc dlugo trzeba czekac na osluge, bo ludzi zawsze mnostwo. Kupujac bilet na statek ” w te i we wte” nie jest sie zobowiazanym plynac o konkretnej porze, mozna zabawic w klasztorze i ok0licach ile sie chce i wrocic np. ostatnim rejsem. Postanowilysmy nie schodzic na lad ( bo w maseczkach wsrod tlumu, do tego w upal to zadna atrakcja), tylko pozostac na statku i plynac nim z powrotem.
Po rejsie poszlysmy do miasteczka na lody, potem chcialysmy sie rozejrzec gdzie jest hotel, w ktorym zarezerwowalam nocleg, ale jedzac lody podczas lazenia po miasteczku przypadkiem na ten hotel natrafilysmy. Hotel nazywa sie „Dormero” , znajduje sie w srodku miasta, ale pokoj mialysmy od strony gdzie bylo cicho. Ceny przystepne, obsluga o.k. pokoj z podwojnym wielkim lozkiem i lazienka z prysznicem. Czysto i super. W lazience w wyposazeniu oprocz kubkow do mycia zebow, szamponu i zelu do kapieli tampony, paleczki do uszu, waciki i nawet dwa kondomy. Tych ostatnich nigdy w zadnym innym hotelu poza tym nie uswiadczylam . Sniadanie kiepawe bo pakiet z roznosciami, ktorych polowy nie jadam, ale coz, z powodu wirusa nie bylo stolu szwedzkiego jaki mial byc.
Po zameldowaniu sie w hotelu poszlysmy do biura informacji turystycznej po prospekty. Tego samego dnia pojechalysmy jeszcze do Befreiungshalle, ktora byla juz zamknieta, wiec postanowilysmy ja odwiedzic nastepnego dnia. Ale w prospektach znalazlysmy cos, czego sie nie spodziewalam: dwa budynki w stylu mojego ulubionego malarza i architekta Hundertwasser, w Abensberg – miejscowosci niedaleko Kelheim . Budynki zachwycily mnie – jak wszystkie jego dziela swoja kolorystyka i forma. w „KunstHaus”, czyli Domu Sztuki ( drugim z budynkow w stylu Hundertwasser ) znajduje sie sklepik, w ktorym kupilam sobie torbe z kopia jego obrazu.
Moge smialo powiedziec, ze podroze daja niesamowite niespodzianki, Tak naprawde kazda z moich podrozy, czy to dluzszych czy krotszych zawierala w sobie jakas mila niespodzianke; za kazdym razem otrzymuje wiecej niz oczekuje, moze dlatego kocham podroze…
Dlatego tez za kilka dni nastepna krotka podroz, z tego powodu chcialam dzis ( kiedy po Kelheim mam chwile czasu ) umiescic zdjecia, bo za kilka dni wstawie zdjecia z nastepnej podrozy.
Torba, ktora tam sobie kupilam. Mam juz jedna z kopia innego obrazu Hundertwasser kupiona w jego muzeum w Wiedniu, ale ten obraz tez lubie no i przede wszystkim ten napis ( wiec ja kupilam). Napis w tlumaczeniu: „Linia prosta jest bezbozna i niemoralna”.
Hundertwasser tworzyl w Wiedniu, gdzie budynki sa bardzo kanciaste, linie proste i sterylnosc – takie robia wrazenie. Hundertwasser sprzeciwial sie tego typu architekturze, jego budynki sa jak te powyzsze – kolorowe, powykrzywiane, faliste itd. Uwielbiam tworczosc Hundertwasser, zadziwiajaca osobowosc juz niezyjacego artysty ciagle mnie zachwyca, czytam ksiazki o nim, ogladam filmy video, bylam raz w Würzburgu na wystawie jego tworczosci i dwa razy w Wiedniu w jego muzeum i budynku zbudowanym wedlug jego planow.
W zeszlym roku wyjechalam na kilka dni do uroczej miejscowosci Bad Urach.
To piekne miasteczko lezy w bundeslandzie Baden Württemberg w Niemczech. Nie pamietam juz w jaki sposob – pewnie przez interenet dowiedzialam sie, ze znajduje sie tam wodospad. To wystarczylo, zebym kilka wieczorow spedzila na zdobywaniu informacji na temat tego miejsca, mozliwosci noclegu itd.
Miejsce okazalo sie urocze i nocleg wybralam naprawde spoko; mialam jechac z przyjaciolka, ktora w ostatniej chwili wystawila mnie do wiatru wiec pojechalam sama. Na miejscu okazalo sie, ze musze przez to zaplacic podwojnie za nocleg, ale poniewaz bylam w nastroju urlopowym i nie chcialam sie przejmowac czymkolwiek to przystalam na podana cene, czego zreszta nie zalowalam, bo w porownaniu z cenami noclegow w hotelach i tak bylo o.k. Nocowalam w domu, w ktorym mieszkal 85 letni czlowiek, ktory odziedziczyl ten dom po rodzicach i po tulaczce po swiecie tam powrocil. Przez ostatnie lata przed jego powrotem zyl tam jego brat z zona, ale oboje umarli. Nocowalam w ich sypialni, (na to wygladalo), ale wcale mi to nie przeszkadzalo, wrecz przeciwnie; czulam sie jak mile widziany gosc.
Z dziadkiem od czasu d czasu zamienialam kilka slow kiedy spotkalam go w ogrodzie lub we wspolnej kuchni. On mieszkal w jednej czesci domu, ja w drugiej. Dopiero ostatniego dnia, kiedy po sniadaniu siedzialam jeszcze na tarasie, bo mialam sporo czasu jeszcze do pociagu , wywiazala sie miedzy nami bardzo interesujaca rozmowa. Okazalo sie, ze to bardzo inteligentny i przemily czlowiek ( ze mily to juz wiedzialam). Rozmowa byla bardzo serdeczna, szczera i absolutnie nie plytka. Pozostawila we mnie wtedy na chwile troche smuteczku. Ten czlowiek zdawal sobie sprawe z tego, ze za kilka lat, kto wie, czy nie szybciej, wyladuje w domu seniora. Jeszcze sobie radzil sam, ale byl swiadomy tego, ze pewnie nie dlugo, a ja pracuje w domu seniora i wiem jak to wyglada… Taki kontrast z tym, jak on tam zyl ( lub zyje albo tez juz nie – nie znam dalszych jego losow). Tak wiec urocze miasteczko, piekny dom i ogrod, przemily starszy czlowiek, ktorego Duszy wlasnie przesylam swiatelko 🙂
Zdjecia niezbyt dobrej jakosci, bo robione poprzednia komora, ktora chetnie zmienilam na nowa.
A koniec dwa filmiki wodospadu, duzo lepszej jakosci, bo zrobione komora znajomego, ktory mnie tam odwiedzil. To byla pozegnalna wedrowka do wodospadu z nim – moim „przyszlym niedoszlym „.
Dobrze, ze przyjechal, bo sama bym tego wodospadu nie znalazla na pewno, a on mial appa, ktory nas prowadzil przez gorzysty las.
Do Bad Urach pojechalam pociagiem, przy stacji kolejowej znajduja sie tam takie boksy, ktore mozna wynajac na rowery. Nigdzie indziej takich boksow nie widzialam, wiec zrobilam fotke. Moze w Bad Urach czesto rowery kradna? Nie wiem.
Budynek z imieniem, nazwiskiem i zawodem dawnego wlasciciela. W Niemczech widac ludzie byli bardzo ze swoich zawodow dumni, bo na cmentarzach sa stare groby, na ktorych napisy informuja tez o wykonywanym zawodzie, np. „Mistrz piekarz” albo „mistrz zlotnictwa”. Troche mnie to bawi. Lubie chodzic na cmentarze , bo fajna tam atmosfera. Usmiecham sie zawsze na widok takich napisow, bo to tak, jakby ci ludzie chcieli te dume dotyczaca zawodu ze soba do grobu zabrac…
Na tym tarasie jadlam sniadania, ktore sobie sama przyzadzalam. Dziadek mieszkal w drugiej czesci domu, widywalismy sie przez chwile we wspolnej kuchni, kilka zdan czy wszystko w porzadku i takie tam.
Wychodzil w czasie gdy robilam sniadanie zostawiajac dom na „moja pastwe”.
Takie widoczki z tarasu
To juz w ogrodzie w drodze do potoku, ktory plynal na brzegu dzialki
Cmentarz u podoza gory, najpiekniejszy cmentarz, jaki widzialam. Poszlam tam, bo przyjaciolka prosila mnie o odnalezienie pewnego grobu i przeslanie jej jego zdjec. Jej syn odziedziczyl cos po czlowieku, ktory tam spoczywa i zalezalo jej, zeby miec zdjecia tegoz miejsca. Cmentarz zauroczyl mnie a tyle, ze spedzilam tam kilka godzin lazac i medytujac.
Jeszcze raz zdjecie tego zamku na poczatku miasteczka.
Wstawilam dzis te dwa filmiki na youtuba zeby nie zajmowac miejsca bloga na to. Nauczylam sie tego jakis czas temu, jestem z tego bardzo dumna :-))
Wodospad od gory
10 czerwca wyjechałam na kilka dni do mojego ukochanego miasteczka we Frankonii Szwajarskiej w Niemczech. Uwielbiam to miasteczko i jeżdzę tam przynajmniej raz w roku. Tym razem była to pierwsza podróż od kilku miesięcy ( od wyjazdu do Portugalii), jako, że pandemia wirusa nie pozwala na wyjazdy o jakich marzę. Kilka dni odpoczynku w Gösweinstein spowodowało napływ energii i siły. Znajduje się kosciół – Bazylika, który jest miejscem pielgrzymek . Podobno miały tam miejsce uzdrowienia. Nie jest to może na skalę Czestochowy ale jest to miejsce bardzo znane.
Poza tym z książek Fosar i Bludorf – pary fizykow i ezoteryków wiem, że w tej miejscowości, właśnie w punkcie gdzie zbudowano Bazylike, przecinają się linie siły planety ( „Ley- Lnien” lub tez „Leylinien”). Jest to więc miejsce mocno energetyczne. To daje się odczuc; każdy pobyt tam to wspaniały odpoczynek i medytacje tam są samoistne. Stan medytacyjny utrzymuje się długo.
Wąska boczna uliczka w bok od ulicy glównej
Sklep z biżuterią i kamieniami, niestety zdjęcie zrobione tuż przed zmrokiem i takie zamglone dlatego
Z głównej ulicy widac juz skały zapraszające do wędrówki w pięknych okolicznościach przyrody…
Kiedy się idzie malą uliczką do zamku i skreci w lewo w las to dochodzi sie do miejsc poniższych
Miejsce nad wielką przepaścią, w którym robię zazwyczaj piknik , czasem sama, czasem z przyjaciółmi. Tym razem bylam w Gösweinstein sama, bo akurat tego potrzebowałam i chciałam odwiedzic stare katy więc piknik nie był mi w głowie
Ostatni dzien pobytu, przed południem, w Moim Ulubionym Miejscu na Świecie. Jak sie dobrze wsłuchacie to usłyszycie to, co mnie zachwyciło; jeden ptak spiewa a drugi , chyba mniejszy, odpowiada mu tą samą melodią, taki dialog prowadzili przez jakiejs 40 mnut.
Swieta wielkanocne. Jestem niewyspana, zmeczona. Poszlam dzis do pracy dobrowolnie ( mialam miec wolne) i moze to byl blad. Robie czasem takie rzeczy, bo wazne jest dla mnie aby innym ludziom zrobic przysluge, a potem zastanawialam sie czy warto, potem…
To moje jajko wielkanocne na zdjeciu pokazuje kierunek, do ktorego zdecydowalam sie dazyc. Decyzje podjelam wczoraj. Kocham mininalizm i praktycznosc a otaczam sie wieloma, zbyt wieloma przedmiotami w duzym mieszkaniu zawezajac swoja przestrzen, wiec bede krok po kroku dazyc do mininalizmu. Pozdrawiam wszystkich i zycze milego dnia swiatecznego dzis i jutro ( i na wieki wiekow , Amen) 🙂
Obecnie troche sie zniechecilam do tego bloga trudnosciami technicznymi, ale za jakis czas znajomy mi pomoze, do tego czasu bede walczyc sama. Mialo byc tak latwiutko na wordpress a tu d… nie radze sobie z wieloma rzeczami, wyglad nie jest taki jakiego bym sobie zyczyla i nie wiem, jak rozwiazac niektore problemy techniczne, ale co tam, narzekanie nic nie zmieni.
Tutaj w Niemcowie mozna dzieki Bogu chodzic do lasu czy parku i korzystam z tego poki mozna ( bo kto wie, jak bedzie dalej). Jezdze duzo rowerem, bo mi brakuje podrozy i te male wycieczki rowerowe to taka ich namiastka. Dziwna sprawa z tym obecnym „korona- czasem”. Na koniec lutego wracalam z Portugalii do Niemiec. Jadac z dwoma osobami, ktore ze mna tam byly do lotniska w Faro powiedzialam cos, co czulam , a mianowicie : „czuje, ze moje zycie bardzo sie zmieni, nastapia jakies mocne zmiany. Z logicznego punktu widzenia nie widze mozliwosci zmiany a jednak wiem, ze to nastapi”.
Moj tryb zycia do wyjazdu do Portugalii byl szalony, ale nie widzalam wyjscia z tego kolowrotka, bo malam – mam , cel i zeby do niego dotrzec musialam toczyc wariackie zycie pelne pracy az do przesady. Przyjechalam do Niemiec, pare dni pobytu i na dwa tygodnie wyjazd do Polski, wrocilam do Niemiec po kilku dniach, bo rozpetala sie panika wirusowa. Wrocilam w „ostatniej chwili”, dwa dni pozniej bylo juz ciezko wyjechac. Ja nie zmienilam mojego zycia, zrobil mi te przysluge wirus, ktory rozprzestrzenil sie po swiecie. Dzieki tej sytuacji znow zaczelam medytowac, to wyciszenie dobrze mi robi. Jestem uwazana za osobe bardzo towarzyska, a ja lubie towarzystwo przez chwile, wtedy jestem w swoim zywiole , ale moj mocniejszy zywiol to przyroda i cisza , w ktorej jedyne dzwieki to dzwieki natury, najlepiej wody oczywiscie.
Jak tylko minie ta cala wirusowa sytuacja to pojade gdzies do wodospadu. Znow potrzebuje dzwieku i sily wody, tej mocy, ktora wtedy czuje , gdy stoje przy wodospadzie, przy morzu czy oceanie. Teraz rzeka mi to zastepuje i to daje mi radosc.
Za jakis czas chce zrobic zbior moich fotek ulubionych wodospadow. A obecnie jest jak jest.
Postanowilam zalozyc bloga o miejscach, ktore zrobily na mnie duze wrazenie. Teraz panuje na swiecie wirus, nawet mi sie nie chce jego nazwy pisac, pomyslalam wiec, ze zamiast sie zajmowac tym, ile osob zarazonych jest na swiecie czy w Polsce skad pochodze, czy w Niemczech gdzie zyje, to zajme sie tym, co w ostatnich latach mocno na mnie wplynelo – moimi podrozami. Moja ostatnia podroz- urlop – to byla Portugalia, Algarve.
To wspomnienie pozostalo we mnie na zawsze
Wiem, ze filmik podobny do poprzedniego, bo w tym samym miejscu robiony tylko troche wyzej na skalach
Latarnia morska z daleka, ponizej z bliska
Najbardziej znana jaskina w Algarve: Bengalil Cave
Kilka malych „skarbow” zakupionych na lotnisku.
Bylam w Indiach dwa razy, za kazdym razem wyjechalam stamtad z innymi odczuciami.
Tutaj wstawiam zdjecia z mojej pierwszej podrozy do Indii, z 2013 roku.
Indie oczarowaly mnie przede wszystkim tym, ze tam wszystko jest inne niz w Europie, zycie jest proste, czasem wydaje sie wrecz prymitywne. Ludzie mili i goscinni, mimo ubostwa, w ktorym zyja nie sprawiaja wrazenia nieszczesliwych ( choc na pewno jest takich masa a nie mialam z nimi stycznosci, nie sposob wierzyc, ze jesli zyja w ubostwie i np. chorobie to sa szczesliwi).
W pamieci pozostaly mi obrazki, sytuacje , ktorych nie sfotografowalam, gdyz jakas czesc mnie nie byla w stanie. Na przyklad: jechalismy jeepami przez dzungle, po obu stronach drzewa, po prawej dzikie krowy, takie mocno owlosone , a nasze jeepy mija kobieta. Ubrana jest w piekne ( choc syntetyczne) sari, jest naprawde piekna, na glowie ma kosz z odchodami krow, obok idzie jej dziecko. Z tego co wiem odchody krow sa tam wykorzystywane nie tylko do rozpalki ale tez do robienia czegos w rodzaju ” terakoty”.
Kobiety swieze odchody formuja w kule, ktore splaszczaja , wycinaja ksztalt i susza w sloncu, potem sie z tego robi chodnik przed domem. Tak, babranie sie w gownie to tam praca kobiet. W pewnym momencie moj wzrok napotyka wzrok kobiety i czuje cos, co jest trudne do pisania: to duma polaczona ze wstydem, niesamowite polaczenie i niesamowity kontrast obrazu: dzungla, dzikie krowy , gowno w koszu na glowie kobiety i piekno tej osoby, jakis rodzaj wynioslosci w tej calej sytuacji. Nie potrafilam nacisnac na guzik aparatu fotografcznego…
Nastepna sytuacja: ide przez zakurzone miasto, po lewej stronie w otwartych drzwiach widze krawca, jego stol, na ktorym znajduje sie maszyna do szycia jest ustawiony bezposrednio w otwartych drzwiach. Cale pomieszczenie jest malutkie, do polowy bedace piwnica;po prostu suterena bez oswietlenia. Za plecami krawca sterty ciuchow, , tego co juz uszyl pewnie – to juz cale pomieszczenie. Za oswietlenie sluzy krawcowi swiatlo z zewnatrz. Znow nie potrafilam zrobic zdjecia.
Ktoregos razu idac z samego rana do pociagu na dworcu niechcacy wdeptuje na przykrycie spiacego tam na ziemi czlowieka, budzi sie przestraszony, rozczochrane wlosy, posklejane, klnie , jest wsciekly. Jest mi przykro, ze go przestraszylam, wiem, ze widok jego twarzy po obudzeniu bylby swietnym moytwem do zdjecia, ale tez wiem, ze trzeba miec jakies zasady, nawet jak sie bardzo lubi fotografowac, zreszta kto wie, czy nie oberwaloby mi sie w tym przypadku.
Podczas tego pobytu zrobilam tylko jedno zdjecie dziewczynki, ktora byc moze jest zebraczka, poza tym zadnych innych dzieci, ktore zebraly nie fotografowalam, znow zabraklo mi odwagi ( choc pewnie by sie chetnie daly sfotografowac za kase, ale mimo to nie zdecydowalam sie).
Raz jechalismy autobusem przez kanion, z jednej strony piekny widok zachodzacego slonca, po druguej stronie pracownicy uliczni siedzacy , wpatrzeni w zachodzace slonce, sprawiajacy wrazenie, ze medytuja.
Kiedys przejezdzalismy obok boiska, gdzie mlodzi grali w pilke a wsrod kurzu na brzegu siedzial starszy czlowiek i medytowal, przy calym tym rozgardiaszu i w kurzu, z zamknietymi oczami, ze skrzyzowanymi nogami.
Poniewaz mam biala cere to czesto ktos chcial sie ze mna fotografowac, to bylo dosc uciazliwe, ( podobno jednym z najlepiej sprzedajacych sie produktow sa tu kremy wybielajace skore), starsze kobiety wychodzace ze swiatyni dotykaly naszych dloni, potem dowiedzielismy sie, ze dotkniecie bialego czlowieka przynosi szczescie.
Po powrocie z Indii wprowadzilam zmiany w moim zyciu, zakonczylam prawie 10 letni zwiazek ( co juz od dawna chcalam zrobic) i pozbylam sie wiekszej czesci przedmiotow. Tak mnie zauroczyla prostota zycia w Indiach, ze zostalam z niewielka iloscia rzeczy, w ostatniej chwili wyprowadzajac sie z mieszkania wspolnie wynajmowanego z bylym partnerem oddalam mu nawet odkurzacz ( no bo przeciez mieszkanie mozna zamiatac). Potem dlugo, powoli kupowalam rzeczy, ktore jednak byly mi potrzebne . W aszramie w Indiach mieszkalam w pokoju, ktory dzielilam z jedna a czasem kilkoma innym kobietami , mialysmy wspolna lazienke, w pokoju byly tylko lozka. Nie bylo stolikow, szaf ani nic poza lozkami, uznalam to za wystarczajace. Jednak po powrocie do Niemiec po jakims czasie doszlam do wniosku, ze az tak prosto zyc to ja nie chce.
Dziewczynka w miasteczku, gdzie zatrzymalismy sie na chwile w drodze do Ellory, byc moze jest ona zebraczka, nie wiem.